
Życie jest piękne, choć nieprzewidywalne
Reniu opowiedz nam swoją historię?
Jestem dość specyficznym człowiekiem, który jak coś zrobi, dojdzie do pewnego momentu, to po pewnym czasie zaczyna się nudzić i musi robić coś jeszcze, z innej beczki. Stale szukam ciekawych rozwiązań i ciągle czegoś nowego się uczę. Spokojna byłam jedynie w dzieciństwie i wczesnej młodości: w terminie zdałam maturę i w terminie, w czerwcu obroniłam magisterium, po niecałych pięciu latach nauki.
Już w trakcie studiów czułam się średnio, a gdy po czwartym roku wracaliśmy ze Szwecji, byłam jedyną osobą w samochodzie, która cieszyła się, że praca się skończyła i lada chwila będę w domu. Na drugi dzień po przyjeździe, a było to 15 sierpnia 1991 roku, siostra weszła do mojego pokoju, by mnie ściągnąć na śniadanie. Rodzice moje dziwne wcześniejsze pomruki brali za brak chęci do wstawania. Gdy siostra mnie ściągnęła na dół, pękając ze śmiechu, bo ja nie potrafiłam sklecić słowa, więc myślała, że się wygłupiam, rodzice początkowo zlekceważyli problem, ale później po konsultacji telefonicznej ze znajomymi lekarzami, tata pojechał ze mną do jedynego pracującego w świątecznym czasie neurologa. Pani doktor stwierdziła, że albo mam wylew, albo SM – obie diagnozy były nie do zaakceptowania – po zastrzykach, wszystko pozornie wróciło do normy.
Dalej się uczyłam, później zaczęłam pracę w szkole, rok w podstawówce, gdzie równolegle uczęszczałam na angielski dla nauczycieli chcących zmienić kwalifikacje i choć to było skierowane do rusycystów, pozwolili mi po egzaminie uczyć się angielskiego za darmo. Po roku pracy w podstawówce (było tam bardzo fajnie, ale na dojazdy traciłam trzy godziny dziennie) przeniosłam się do LO. Drugim powodem było to, że już w wieku pięciu lat oświadczyłam mamie polonistce, że ja też będę uczyć polskiego, ale w ogólniaku. Przez pierwsze lata w LO byłam przeszczęśliwa, bo uczniowie bardzo zdolni, jeździliśmy albo do muzeów, albo do teatru, zaopiekowała się mną starsza koleżanka polonistka emerytka, która tak naprawdę nauczyła mnie zawodu, ale po roku zaczęło brakować mi naukowej atmosfery, więc poszłam najpierw na dziennikarstwo a potem na studia doktoranckie. Gdzieś z tyłu głowy miałam info, że coś się może z moim zdrowiem nagle pogorszyć i nawet nie dostanę renty, bo nie będzie mi się należała, więc umrę z głodu – ja zawsze muszę mieć ze trzy wyjścia awaryjne, by czuć się bezpiecznie. Nie tylko nie zrezygnowałam z pracy w szkole, ale też dorabiałam w mediach. I tę robotę lubiłam. Poznałam dzięki pracy w gazetach i TV oraz na Uniwersytetach wielu ciekawych i wybitnych ludzi. Dzięki obcowaniu z nimi również sama się rozwijałam.
Gdy przenosiłam się do pracy w Bielsku, wszyscy dziwili się, że będę pracowała na uczelni wyższej właśnie tam, jakby w Krakowie czy na Śląsku było za mało uczelni. To był wspaniały czas: początkowo pracowałam na trzy etaty, bo na ATH, w szkole i w tygodniku. Padałam ze zmęczenia, ale zaczął się dla mnie najszczęśliwszy okres w życiu. Obcowanie z tak wyjątkowymi ludźmi jak moje Szefostwo i pracownicy oraz studenci z bielskich uczelni to czas rozwoju.
Niestety SM dało o sobie znać w dość dramatyczny sposób: pewnego dnia nie potrafiłam wstać z łóżka a gdy się podniosłam, ledwo doczłapałam do stołka. Przez cały dzień czułam się strasznie, więc postanowiłam pójść do dobrego neurologa. Zapisałam się na wizytę, ale ponieważ po kilku dniach czułam się lepiej, zajęłam się pracą a nie użalaniem nad sobą. Pan doktor jednak nie dał się zwieźć i skierował mnie do siebie na oddział, gdzie po dziesięciodniowych badaniach, postawiono ostateczną diagnozę postać rzutowo-remisyjna SM.
Zalecono mi, bym tak długo, jak tylko się da, nie przyznawała się do swojej choroby. I tak postępowałam.
Jakie Ty masz wskazówki dla osób, które właśnie stoją przed obliczem diagnozy?
To jest moja pierwsza wskazówka dla nowo zdiagnozowanych. Żyjcie normalnie, tak długo, jak tylko się da.
Nie odkładajcie realizacji planów i marzeń na później. Nie wiemy, co przyniesie los – nawet jeśli jesteśmy super zdrowi, więc korzystajmy z każdego dnia. Cieszmy się życiem. Carpe diem!
Żyjcie tu i teraz! Nie czekajcie na zmianę losu, bo to może nigdy nie nadejść. A poza tym szkoda czasu! Dni płyną i możemy już nie wsiąść do pędzącego pociągu! Na realizację marzeń może być za późno. Działajmy!
Przestańcie się użalać nad sobą i wymuszać na innych specjalne traktowanie w szkole, w pracy czy w domu. Najczęściej nikt nie jest winien temu, że jesteśmy niepełnosprawni, więc dlaczego mamy oczekiwać specjalnego traktowania? Może nie mogę już chodzić, ale wózek z dobrym skutkiem umożliwia mi dotarcie do wielu miejsc. Może już nie widzę tak dobrze jak kilka lat temu, ale istnieją sposoby ułatwiające mi poznanie literatury i bycie „na bieżąco”.
Pamiętajmy też, że każdy ma te same prawa. Nie pozwólmy traktować się gorzej tylko dlatego, że mówimy niewyraźnie czy mamy kłopoty z koordynacją ruchów! Ale też nie popadajmy w przesadę – traktujmy wszystkich ludzi z szacunkiem. Czasem oni po prostu sami nie wiedzą, jak się przy nas zachować i dlatego popełniają gafy.
Znajdźcie dla siebie niszę i tam pokażcie, na co Was stać! Każdy jest wyjątkową indywidualnością – wykorzystajmy to, że możemy się tak pięknie różnić!
Kim jest dziś Renata, po 30 latach życia z niepełnosprawnością?
Gdyby ktoś na mnie spojrzał teraz, gdy siedzę sobie spokojnie na kanapie, zauważy z pewnością, że jestem bardzo szczęśliwa. Mimo ciężkiej choroby, bólu, różnych fizycznych niedogodności osiągnęłam wiele. Mieszkam z obecnym, niezwykle troskliwym mężem w pięknym mieście, moi rodzice dobrze się czują, mam wspaniałą grupę lekarzy i rehabilitantkę, którzy dbają o moją formę i – co ogromnie sobie cenię – mam pracę i najwspanialsze szefowe na świecie z najcudowniejszą panią Prezes Joanną na czele! To Pani Joanna Olszewska dała mi pracę, gdy inni nie dawali mi szans. To osoba rozumiejąca nasze problemy, ale – jak to dobrze – nie pozwalająca nam się mazgaić. BPO Network to kraina życzliwych, pracowitych ludzi. To grupa osób wykształconych, kompetentnych i chętnych do pracy. BPO jest podzielona na różne działy, niektórych pracowników deleguje do firm zewnętrznych, stale się jako BPO rozwija, jeśli więc jesteś osobą z niepełnosprawnościami i marzysz o ciekawej, rozwijającej działalności zawodowej, spróbuj u nas! Ja stale uczę się czegoś nowego – ostatnio obrabiania filmików.
Mam też zainteresowania, które systematycznie rozwijam: ponieważ miałam straszny problem z chwytaniem przedmiotów, zaczęłam nawlekać koraliki, najpierw ogromne a w miarę odzyskiwania ruchomości stawów – coraz mniejsze kulki na rzemyki. Efekt niedługo ujrzy światło dzienne w postaci książki – poradnika, jak robić ozdoby do domu i biżuterię. Dużo czytam, ale to poniekąd mój zawód, bo muszę być na bieżąco. Pochłaniam po kilka tomów tygodniowo, co jest dość kłopotliwe ze względu na dużą wadę wzroku i oczopląs. Kończę „Pamięci, pamięci” Mariny Stiepanowej a słucham, np. prasując czy porządkując „Braci Karamazow” Dostojewskiego. Sama kończę pisanie powieści i zbieram materiały do książki życia, rodzinnej sagi obejmującej prawie 200 lat. Zobaczymy, czy uda mi się zrealizować ten mój plan. Najważniejszym marzeniem jest utrzymać obecny status: zdrowotny, rodzinny i zawodowy. Czego i Państwu życzę. Nie wahajcie się przed spełnieniem marzeń! Carpe diem!
Dziękuję za rozmowę
Iwona Lewandowska