Myślę, że do igrzysk w Paryżu w 2024 roku dociągnę w dobrej formie
Leszku opowiedz nam swoją historię.
Tak. To było 16 lat temu. 13 sierpnia – pechowa 13. Wypadłem motorem z zakrętu i mając 20 lat, połamałem kręgosłup. Uraz rdzenia i diagnoza wózek inwalidzki do końca życia.
Po wypadku trafiłem do szpitala i w zasadzie to był dla mnie koniec świata. Wydawało mi się wtedy, że do końca życia będę leżał w łóżku. Wtedy to życie się dla mnie skończyło, ale z czasem przyjechał do mnie na wózku inwalidzkim Tomek, który pokazał mi, że osoba na wózku może normalnie żyć, może jeździć samochodem, może pracować i utrzymać rodzinę, ale może też trenować. Wtedy to moje myślenie trochę się zmieniło.
Fajnie, że pojawił się na Twojej drodze taki człowiek, ale co było dalej?
Tomek zaprosił mnie na obóz z Fundacji Aktywnej Rehabilitacji, gdzie zaktywizowano mnie dość mocno. Dużo się tam nauczyłem. Gdy wróciłem z obozu, byłem już innym człowiekiem. Z czasem nawet zacząłem pracować w fundacji i pomagać osobom z niepełnosprawnościami.
Czy możemy wrócić do tego momentu, gdy miałeś 20 lat, ale jeszcze przed wypadkiem?
Tak. Gdy miałem 20 lat, byłem już po liceum i uczyłem się w szkole detektywistycznej. Moje życie i plany wiązałem też ze sportem. Trenowałem siłowo i startowałem w zawodach. Zdałem też testy sprawnościowe do straży granicznej. Ale po wypadku wszystko się zmieniło, wszystko wywróciło się do góry nogami.
No tak, szkoła wypadła z planów, ale sport został, prawda?
Tak, ale nie do końca. Po wypadku było mi ciężko. Mieszkałem w Bytowie, w małym miasteczku, wtedy w tamtych czasach mało było osób na wózkach i ciężko było wyjść z domu, bo od razu wszyscy się patrzyli. Na początku czułem się jak małpka, spojrzenia traktowałem jak ogień – one mnie wtedy paliły. Dziś już tego nie czuję.
No tak, ale teraz jesteś wielkim sportowcem, jeździsz po całym świecie, zdobywasz medale – myślę, że już nie masz czego się wstydzić?
Tak, kiedyś przyszedł do mnie kolega i zachęcił mnie do trenowania, bardzo szybko przyrastała mi siła. Pierwsze poważne starty były w ciężarach i kulturystyce. Postanowiłem pojechać na zawody wyciskania na ławce dla pełnosprawnych. Przed tymi zawodami spotkałem kolegę, który powiedział mi, że uformowała się w Gdyni sekcja w wyciskaniu ciężarów dla niepełnosprawnych. Zapisałem się. Trener nie wierzył mi na początku, że tyle wyciskam, więc przyjechałem, pokazałem mu i od razu wysłał mnie na zawody, za dwa dni. Po pierwszym roku treningu uległem poważnej kontuzji, która wykluczyła mnie z podnoszenia ciężarów na zawsze. Wtedy trener powiedział mi, że dla mnie lepsze byłoby pchnięcie kulą, ale mi się to nie spodobało, ja tego nie czułem, więc odbiłem w inną stronę. Poszedłem w kulturystykę jednak z tego sportu nie da się wyżyć. Więc pomyślałem i zacząłem szukać dyscypliny olimpijskiej, w grę wchodziły tylko dyscypliny siłowe i jednak dałem szansę tej kuli. Pamiętam z igrzysk wtedy wrócił kolega, który wygrał srebro w pchnięciu kulą. Oni rzucali wtedy 11 metrów, mi się to wydało śmieszne, bo ja w liceum rzucałem po 13 – 14 metrów.
No, ale w liceum byłeś jeszcze pełnosprawny.
Tak, dlatego pomyślałem, że pojadę gdzieś, znajdę kamień i rzucę, i zobaczę, jak daleko poleci. No i się zdziwiłem, że z wózka to wcale ten kamień tak daleko nie leci. Mieszkałem wtedy w Bydgoszczy i studiowałem pedagogikę, więc zapisałem się do kulomiotów z Zawiszy Bydgoszcz i tam trenowałem ze sprawnymi. Pamiętam te moje pierwsze starty bo one były porażką, często do podium brakowało mi centymetra lub dwóch. Na mistrzostwach Europy 2 cm. a na mistrzostwach Świata 1 cm. ale wierzyłem, że szalka w końcu przechyli się na moja stronę.
Przełomem dla mnie były igrzyska w Rio w 2016 roku. Wtedy pierwszy raz wszedłem na podium. Zdobyłem brązowy medal. Wtedy mieszkałem już w Chojnicach.
W Chojnicach ? jak to się stało, że tam trafiłeś?
Moja żona jest z Chojnic 😊
Rozumiem ale wróćmy do sportu…
Na mistrzostwach świata w Katarze zdobyłem 5 miejsce, ale wiedziałem, że jest to dla mnie kwalifikacja do mistrzostw Europy, gdzie miałem ogromną szansę wywalczyć medal. Postawiłem wszystko na jedną kartę, zrezygnowałem z pracy i skupiłem się na sporcie. No i zdobyłem brąz. Jednak życie znów mnie sprawdziło i w 2018 roku trafiłem do szpitala. Wszystko się skończyło. Nie byłem na głównych zawodach, sponsorzy odeszli. Takie jest właśnie życie sportowca.
Wtedy trafiłem do BPO Network, popracowałem trochę, ale nadal byłem głodny sukcesu i systematycznie rzucałem. Miałem jeszcze wyższe wyniki. Nadal trenowałem i w kolejnym sezonie przed główną imprezą udało mi się na memoriale Kamili Skolimowskiej zrobić rekord Polski, to było dalekie pchnięcie. Później na Mistrzostwach Świata w Dubaju poprawiłem ten wynik i wygrałem srebro, odzyskałem stypendia. W Tokio zdobyłem brąz. Myślę, że do Paryża w 2024 roku dociągnę w dobrej formie.
Dziękuję Leszku za rozmowę
Iwona Lewandowska